Praska do jabłek - czyli robimy sok i wino
Kupiłam praskę do jabłek. I zastanawiam się teraz.... jak my bez niej żyliśmy!!! Oprócz tego, że jabłka raz i drugi znikały spod drzew, to jeszcze tchnęła życie w całą rodzinę.
Półki w piwnicy zaczęły się zapełniać słoikami pełnymi soków z jabłek a balony z winem zajmują każdy wolny kąt w mieszkaniu mojej mamy.
A wszystko to dzięki naszym znajomym z eko-agroturystyki Farfurnia na Podkarpaciu. Za każdym razem kiedy tam byliśmy piliśmy pyszny sok jabłkowy. W tym roku kucharki zdradziły sekret, a Janeczka pokazała w piwnicy praskę do jabłek kupioną w internecie.
Powiem szczerze, że nie do końca byłam przekonana, że mi ten zakup w necie wyjdzie. Oglądałam, wybierałam. W końcu zamówiliśmy: praskę, specjalne lniane worki, wiaderko i specjalną końcówkę do wiertarki (bo owoce trzeba wcześniej rozdrobnić).
Pierwsze tłoczenie wyszło świetnie, mój tata dostał skrzydeł jak zobaczył w jakim tempie jabłka znikają. Jabłka przywiezione w taczce umyliśmy i partiami rozdrabnialiśmy w wiaderku. Później były przekładane do praski, z której wypływał pyszny sok.
Sok podgrzewałam do 80 st.C. i wlewałam do słoików (wyparzonych w piekarniku). Zakręcałam i odwracałam, żeby dobrze zassało. Gotowe.
Ale sama bym tego nie wymyśliła, dzięki Farfurnia !
W związku z tym, że nie znoszę marnowania jedzenia, nie mogłam patrzeć na jabłka marnujące się pod drzewami w naszym ogrodzie (bo ile można zjeść jaglanki z jabłkami albo szarlotki albo jabłek z kruszonką). Wiadomo, też, że jabłonie rodzą co drugi rok, więc klęska urodzaju w jednym roku oznacza brak owoców w drugim.
To mój sposób na samowystarczalność, którą małymi krokami staramy się realizować przy pomocy całej rodziny i nie marnować tego co mamy. Wkręcam się w te koncepcję coraz bardziej. Mniej kupować, więcej przetwarzać i wytwarzać samemu.
Kolejne do praski wpadły winogrona z Cieszyna, ale o tym w następnym poście.
Sok pijamy lekko rozcieńczony z ciepłą lub zimną wodą.
fot.I.Kwaśny
Półki w piwnicy zaczęły się zapełniać słoikami pełnymi soków z jabłek a balony z winem zajmują każdy wolny kąt w mieszkaniu mojej mamy.
A wszystko to dzięki naszym znajomym z eko-agroturystyki Farfurnia na Podkarpaciu. Za każdym razem kiedy tam byliśmy piliśmy pyszny sok jabłkowy. W tym roku kucharki zdradziły sekret, a Janeczka pokazała w piwnicy praskę do jabłek kupioną w internecie.
Powiem szczerze, że nie do końca byłam przekonana, że mi ten zakup w necie wyjdzie. Oglądałam, wybierałam. W końcu zamówiliśmy: praskę, specjalne lniane worki, wiaderko i specjalną końcówkę do wiertarki (bo owoce trzeba wcześniej rozdrobnić).
Pierwsze tłoczenie wyszło świetnie, mój tata dostał skrzydeł jak zobaczył w jakim tempie jabłka znikają. Jabłka przywiezione w taczce umyliśmy i partiami rozdrabnialiśmy w wiaderku. Później były przekładane do praski, z której wypływał pyszny sok.
Sok podgrzewałam do 80 st.C. i wlewałam do słoików (wyparzonych w piekarniku). Zakręcałam i odwracałam, żeby dobrze zassało. Gotowe.
W związku z tym, że nie znoszę marnowania jedzenia, nie mogłam patrzeć na jabłka marnujące się pod drzewami w naszym ogrodzie (bo ile można zjeść jaglanki z jabłkami albo szarlotki albo jabłek z kruszonką). Wiadomo, też, że jabłonie rodzą co drugi rok, więc klęska urodzaju w jednym roku oznacza brak owoców w drugim.
To mój sposób na samowystarczalność, którą małymi krokami staramy się realizować przy pomocy całej rodziny i nie marnować tego co mamy. Wkręcam się w te koncepcję coraz bardziej. Mniej kupować, więcej przetwarzać i wytwarzać samemu.
Kolejne do praski wpadły winogrona z Cieszyna, ale o tym w następnym poście.
Sok pijamy lekko rozcieńczony z ciepłą lub zimną wodą.
Komentarze
Prześlij komentarz