Joga jest niebezpieczna!

    Ostatnio, dużo się mówi o jodze w kontekście Kościoła. Na wtorkowych zajęciach jedna z moich joginek opowiedziała mi cudną historię:
Jej dobra przyjaciółka pyta z podejrzliwym uśmiechem:
- Czy Wy na tej jodze dużo medytujecie?
Na co Ela ripostuje:
- Akurat mało, ale za to na ten Twój chory kręgosłup robimy bardzo dużo, wyginamy go w każdym kierunku, i świetnie się czujemy.

      A konkluzja po tych zajęciach była taka: w tej jodze faktycznie są jakieś siły tajemne, nadprzyrodzone, skoro wychodzimy z domu w każdą pogodę, w deszczu, zimą, po ciemku, wtedy, kiedy najbardziej się nie chce.....żeby się trochę dziwnie pogibać.

   Ten przykład ma pozytywny wydźwięk, ale kolejna opowieść mojej innej joginki była już smutna. 
   Iwonka poleciła jogę swojej koleżance, która mieszkała w Mysłowicach. Ta zaczęła chodzić, i pewnego razu jej synek w szkole powiedział, że "mama ćwiczy jogę". No i się zaczęło, że to sekta, czary mary, jak tak można....
  Każdego kto ma takie podejście zapraszam na zajęcia, wtedy się przekona gdzie ma blokady, najpierw w ciele a potem w głowie!

    Oczywiście sposobów na prowadzenie zajęć jogi jest mnóstwo, od czysto fizycznych po bardziej "w stylu indyjskim", i w stylu New Age. I nie można wszystkiego wrzucać do jednego worka.     
   Jedno jest pewne, większość ludzi przychodzących na jogę w naszym kraju chce polepszyć sobie samopoczucie - fizyczne i psychiczne. I 90 procent zajęć to praktykowanie zdrowych pozycji, które poprawiają nam kondycję, świetnie działają na kręgosłup (na który narzeka co drugi Polak). Ale nie da się ukryć, że praktykując z ciałem, większość ludzi się zmienia. Stają się spokojniejsi i bardziej świadomi. Lepiej się odżywiają, zażywają mniej leków, doceniają przyrodę.  Ale to są zalety uniwersalne, które należy raczej rozpowszechniać, niż zakazywać. 

   Choć jak w każdej grupie są nauczyciele jogi, którzy lubią podrasować swoje zajęcia różnymi dodatkami ( np. modlitwa do guru, wystrój wnętrza podkreślający indyjskie pochodzenie jogi, obrazy czy figurki). Ja np. czasami lubię zapalić kadzidełko na koniec i stosuje ukłon i gest złożonych dłoni "namaste" :) który ni mniej nie więcej oznacza szacunek do drugiej osoby, a nie jest pokłonem w stronę "innego Boga". 

   Po za tym, idąc dalej tropem przeciwników jogi, każda aktywność, która zwiększa świadomość, jest groźna, bo człowiek zaczyna zauważać, że np. Ci którzy najwięcej mówią o świętości - święci nie są,  że ten który uczy nie zawsze jest dobrze wykształcony, że możemy się obyć bez wielu rzeczy, które nam wciskają w reklamach. 

    A dla mnie joga, wręcz pomaga zbliżyć się do Boga. Zaczynasz zauważać Go we wszystkich fajnych rzeczach dookoła, i to tych najprostszych.......Zaczynasz te prostotę doceniać.  Np. święta, o które wszyscy tak nawołują, żeby nie były konsumpcyjne. My zaczynamy przeżywać je bardziej świadomie, prościej, bez nadmiernego szału zakupowego, zalatania, kłótni rodzinnych. Odpuszczamy fasadę. A przynajmniej się staramy, bo wiemy już, że lansowany dookoła wzorzec - to nie to! 

               Podsumowując, joga jest niebezpieczna - bo uczy świadomości i trudniej wcisnąć "kit". Człowiek staje się niezależny, ale czy niewierzący?!



Komentarze

Popularne posty